Kilka dni temu nawiedził mnie doradca finansowy oferując darmową analizę finansową…
Był to student, który w 2,5 h nie przeprowadził jej do końca i chciał za wszelką cenę dokończyć później.
Na zakończenie spotkania zadałem mu pytanie które zadałby Robert Kyiosaki: czy jako doradca finansowy/inwestycyjny sam inwestuje? Jego odpowiedź: nie bo jestem studentem, ale w przyszłości…
…i tym się pogrzebał, bo nie ufam ludziom którzy mi doradzają, ale sami nie korzystają ze swoich rad – bo po prostu nie wiedzą co mówią, a skoro sami się boją wprowadzać w czyn swoje rady, to dlaczego ja mam ryzykować za nich?
- nie słuchał tego co mówię, bo gdyby tak było to pół analizy mielibyśmy zrobione po wynotowaniu paru słów z tego co mówiłem wcześniej
- mylił się, raz dostrzegał że mam córkę, a potem mówił że mogłbym iść pokopać w piłkę z synem (zapewne to wyuczony tekst)…
- ignorował moją śliczną, 3-letnią córeczkę – a mógł wykorzystać to na swoją korzyść, wszak każdy rodzic kocha swoje dzieci i jest dumny kiedy ktoś chwali pociechę…
- ignorował moją żonę, która „dawała znaki na niebie i ziemii”, że to już zad długo…